Karaiby z Gwadelupy

Jacht: Bali 4.3 (2017)

Gwadelupa – Antigua & Barbuda – Saint Martin – St. Kitts & Nevis – Iles Les Saintes – Gwadelupa

22.04 – 04.05.2017

Karaiby – marzenie każdego żeglarza ziściło się po raz pierwszy w tym roku jako zaległy urodzinowy prezent Agnieszki. Rejs planowany od ponad roku, choć początkowo pechowy w końcu stał się niezapomnianą przygodą. Skład załogi wyśmienity Adam, Agnieszka i Piotr, Ewa i Tomek, Grzesiek i Gośka, Anita i Darek oraz Andrzej, wszyscy z różnych stron Polski.

Część warszawska załogi integruje się w piątkową noc, która minęła bez zmrużenia oka. O 4.30 wyjeżdżamy taksówkami na lotnisko Okęcie.

Sobota, 2.04  Point-a-Pitre (Gwadelupa)

Lądujemy na Gwadelupie w 10 osobowym -pełnym składzie. W marinie czeka na nas nowy katamaran Bali 4.3.

Niedziela, 23.04 Point-a-Pitre (Gwadelupa)

Prognozy na najbliższy tydzień mamy raczej deszczowe i pierwszy dzień to początkowo potwierdza. Po dwóch godzinach żeglugi okazuje się, że wielka lodówka wyrwała się ze swego mocowania i niestety musimy wrócić do mariny, aby dokonać naprawy. Powrót na foku w baksztagu i bez deszczu, znacznie poprawia nastroje, toteż kontynuujemy integrację załogi na pokładzie w dobrych humorach.

Poniedziałek, 24.04 Deshales (Gwadelupa)

Naprawa została dokonana z dużą pomocą koncepcyjną załogi, czas na morze. Słoneczko przygrzewa, prognoza się nie sprawdza, oby tak dalej.

Płyniemy w kierunku południowego krańca Gwadelupy, po drodze ścigamy się rybackim kutrem, sporo emocji wnosi obserwacja dwóch wielorybów, które niestety tylko trochę się wynurzają.

Na cyplu wyspy widnieje malownicze miasteczko Vieux Fort z wysmukłą, białą latarnią, która odprowadza nas w drogę na północ.

Po zachodniej stronie wyspy Basse Terre znajduje się kilka ładnych zatok, panoramy wzgórz są bardzo widokowe, nad najwyższym szczytem La Soufriare (1467 m) cały czas zawieszone są ciemne chmury.

Kotwiczymy już o zmroku w głębokiej i obszernej zatoce Deshaies na północy wyspy. Chwile refleksji na pokładzie pod rozgwieżdżonym karaibskim niebem. Gwiazdy świecą mocno, w nocy wieje okrutnie, załoga ma niespokojny sen.

Wtorek, 25.04 English Harbour (Antigua)

O deszczu wciąż nie ma mowy, jest za to 4/5 B z prawego trawersu, mocne słonce, żyć nie umierać. Nareszcie prawdziwa karaibska żegluga, roziskrzone morze, szum fali na rufie, błękit nieba i perspektywa następnej wyspy. Jest drogocenna codzienność, benedyktyńskie hic et nunc, tu i teraz.

Po południu cumujemy w English Harbour na Antigua, w starym, angielskim porcie wojennym. Ślady jego świetności można zobaczyć w odrestaurowanych budowlach – Admirals House (muzeum), pomieszczeniach gospodarczych, w Fort Berkeley z samotnym działem. English Harbour to część wielkiej, morskiej tradycji brytyjskiego imperium.

W porcie królują dziś wielkie jednostki żaglowe, biorące udział w regatach Panerai, Antigua Classic Yacht Regatta. Strzelają w niebo wysmukle maszty przy nabrzeżu, pajęczyna lin wisi nad pokładami, piękne kadłuby z oceanicznych szlaków zagościły dziś w Antigua.

Środa, 26.04 Cocoa Bay (Barbuda)

Dziś inne klimaty. Żeglujemy wzdłuż południowego wybrzeża w pobliżu rafy, na której rozbijają się fale, potem niespiesznie na płyciznach zachodniej strony wyspy. Pod nami wszelkie odmiany błękitu wód, co chwila spotykamy żółwie. Po prawej pojawiają się kolejne urodziwe zatoki – Jolly Harbour, Five Islands Harbour, Deep Bay i Fort Bay oraz towarzyszące im, lśniące bielą plaże. Aż kusi, aby zatrzymać się na dzień lub dwa.

Pokusy jednak odrzucam, przed nami dziś Barbuda. Między Antigua a Barbuda żegluga jest spokojna – trochę na żaglach, cześć na silniku. Kotwiczymy na najbardziej znanym kotwicowisku wyspy Cocoa Bay, plaża jak z obrazka z pochylającymi się na nią palmami. Dziś mamy wieczorek taneczny i zaiste nieźle to wszystkim idzie.

   

Czwartek, 27.04 Cocoa Bay (Barbuda)

Jedziemy do miasteczka Codrington, aby dokonać odprawy wyjazdowej, pozostali testują plażę. Po drodze spotykamy dzikie osły, droga jest delikatnie mówiąc miejscami wyboista.

Miasteczko jest nad wyraz skromne, podobnie jak urząd celny i imigracyjny. W urzędzie imigracyjnym córeczka urzędniczki bawi się rysowaniem, mama słucha religijnej rozgłośni i podśpiewuje od czasu do czasu. Kierowca także słucha religijnej rozgłośni i wydaje się, że na życie mieszkańców duży wpływ ma wiara.

Jachty mogą kotwiczyć w sporej odległości od brzegu, aby nie zakłócać spokoju gościom kurortu przy plaży. Ceny w kurorcie są zdecydowanie nie na naszą kieszeń, w kwietniu sezon się kończy i kurort jest zamykany.
Plaża ciągnie się w nieskończoność, można na niej spotkać najbardziej wymyślne piaskowe formy. Załoga wieczorem jest nad wyraz spokojna, plaża wyssała z niej energię i nie dziw, że około dziewiątej idzie spać

Piątek, 28.04 Baie de la Potence (St Martin)

Od rana kurs na St. Martin. Dobry baksztag 4/5 B i dobra, szybka żegluga. Przed nami 70 Mm i trzeba pilnować prędkości, aby gdzieś dopłynąć przed zmrokiem. Końcówkę trasy ciągniemy na silniku. O zmierzchu kotwiczymy w Baie de la Potence. Załoga robi jeszcze szybki kurs pontonem na brzeg, aby zbadać sytuację. Wieczór mija w relaksowej atmosferze.

Sobota, 29.04 Marigot (St Martin)

Podpływamy z rana do otwieranego mostu w zatoce Baie de Marigot, aby po przejściu kanału zacumować w bazie naszego armatora Dream.

Pojawia się ponton z firmowym skipperem, który sam przeprowadzi katamaran przez kanał i nie bez przyczyny.

Przejście jest trudne, przy silnym, bocznym wietrze należy płynąć z dużą prędkością. Błąd w prowadzeniu może skutkować dużą awarią, nie pokrywaną przez ubezpieczenie

To francuskie miasteczko jest malownicze, a widoki z fortu Louis naprawdę rewelacyjne. Zaletą Marigot są także ceny alkoholi. Niezgorszy, litrowy rum można kupić za 5 Euro.

W części holenderskiej wyspy również elektronika jest w bardzo atrakcyjnej cenie. Część załogi pojechała na lotnisko księżniczki Juliany, aby zaznać emocji przy słynnym płocie przy starcie samolotów.

Po południu opuszczamy port i stajemy na kotwicy, aby móc następnego poranka wcześnie wyjść w morze.

Niedziela 30.04 Zante (St Kitts)

Dziś naszą destynacją jest St. Kitts. Na dobrze zarefowanym grocie i silniku płyniemy ok 6,5 węzłów przy wietrze 5/6 B. Załoga cokolwiek odczuwa trudy żeglugi, pada nawet pytanie, kiedy dopłyniemy. Fale dochodzą do 3 m, czasem bryzgi wchodzą nawet na górny pokład.

Po południu cumujemy szczęśliwie w marinie Zante. Z relacji o St. Kitts wynika, że na wyspie jest sporo muzycznych barów. Przy dokonywaniu odprawy dowiaduję się, że są takowe przy plaży za miastem.

Pół godziny jazdy taksówką i jesteśmy na miejscu. O 21:00 zaczyna grać dobra kapela, wokalistka też ma dobry głos, zabawa jest przednia, załoga dobrze się bawi. Dominuje reagge i chociaż na dłuższy dystans nie jest to mój ulubiony rodzaj muzyki, wtapiam się grupę w tubylców i muzykę. W drodze powrotnej przypominam sobie dawne czasy, kiedy to osiągaliśmy w takich zabawach prawie narkotyczny trans przy brzmieniu utworów takich jak „Love like a man”, „Smoke on the Water” i podobnych.

Poniedziałek 01.05 Basseterre (St Kitts)

Przed południem zwiedzamy Basseterre, nieduże miasteczko o brytyjskim charakterze w zabudowie, z pastelowymi domami, werandami z balustradami.

Centrum miasta jest urokliwy ośmiokątny plac z dominującym monumentem Thomas Berkeley Memorial.

Zmęczeni nieco wieczorem i zwiedzaniem potrzebujemy odmiany, którą znajdujemy w zacisznej zatoce White House Bay. Kilku nurków eksploruje pobliski wrak, pozostali oddają się błogiemu lenistwu.

Wtorek, 02.05 Pinney’s Beach (Nevis) nocna żegluga

Przed odejściem odwiedzamy jeszcze imponującą marinę w lagunie, która dopiero od niedawna zaczęła funkcjonować i nie ma jeszcze jej opisu w locjach. Zarządzający mariną, który bywał i tu niespodzianka w Polsce, mówi, że opisy pojawią się już w następnych wydaniach.

 

Szybko przeskakujemy na wyspę Nevis i stajemy na pławie w zatoce Pinney’s Beach. Tu znów plażowanie, zbieranie muszelek, drinki w barze i inne, podobne w tym momencie ważne sprawy.

 

Aby wyspy Nevis nie zakończyć jedyne atrakcjami plażowymi, odwiedzamy po południu jej stolicę Charlestown.

Miasteczko jest nieduże i schludne, a jego obejrzenie nie zabiera za dużo czasu. Szkoda, że nie mamy go więcej, bowiem wyspa jest bardzo spokojna i urokliwa i od lat przyciąga głównie starsze pokolenie, które spędza wolny czas w odrestaurowanych domach na zamkniętych już plantacjach i nowych, komfortowych hotelikach po zawietrznej stronie wyspy.

Przed zmrokiem wychodzimy w morze – na kursie znów Gwadelupa. Żegluga upływa bez problemów, księżyc towarzyszy nocnym wędrowcom swą delikatną poświatą, fale łagodnie uderzają w kadłuby katamaranu.

Środa, 03.05 Anse de Bourg (Les Saintes)

Rano meldujemy się w pobliżu południowego cypla Basse Terre i kierujemy się na wyspy Les Saintes. W kanale Les Saintes jest duży prąd i trzeba brać odpowiednią poprawkę na znos. Na śniadanie kotwiczymy w uroczej zatoce Anse Fideling na wyspie Terre de Bas. Po śniadaniu krótka kąpielowa i nurkowa sjesta, potem przeskakujemy na pławę do zatoki Petite Anse na wyspie Terre de Haut, aby definitywnie zacumować na noc w zatoce Anse de Bourg.

Miasteczko Bourg des Saintes jest bardzo urokliwe, kolorowe. Trafiam na mszę, jest okazja podziękować za udany rejs, w kościele wszyscy serdecznie się pozdrawiają.

Na wzgórzu ulokowały się eleganckie rezydencje, otoczone pięknymi ogrodami. Panorama zatoki jest nadzwyczajna. Jutro kończymy rejs i zgodnie z tradycją dość późno idziemy spać.

Czwartek, 04.05 czwartek Pointe-a-Pitre (Gwadelupa)

Wczesne, trudne wstanie, ostatnie mile i już końcowy port. Nie ma problemów z oddaniem naszego Bali.

Już tylko transfer i za chwilę znajdujmy się w innym świecie. Plaże i palmy, zabawa i szum fal zostają tylko we wspomnieniach.